poniedziałek, 6 lutego 2012

Wstrząsająca przemiana.

Blog po ponad pół roku wznawia swoją działalność. Tym razem będzie jawnie antyreligijny, pogardliwy i chuj wie jeszcze jaki. No to myk...
Matka Madzi z Sosnowca - Katarzyna W. jest w równym stopniu ofiarą, co jej nieszczęsna córeczka. Wyszedłszy z pijackiej rodziny, szukała wsparcia we wspólnocie religijnej - od teraz ci ludzie byli jej rodziną. Gdy zaszła w ciążę i wyszła za mąż (zakładam że w tej kolejności, ale może być dowolna) wszyscy dokoła jej zazdrościli; w końcu ślub, a potem wspólny dom, niedługo dziecko. Jeśli Kasia już przy ołtarzu była w ciąży, to zapewne już wtedy czuła się z tym wszystkim źle - wszyscy dokoła się cieszyli, ale jej było z tym tak kurewsko źle! Może miała w życiu inne plany?
A nawet jeśli Kasia NIE szła do ołtarza z zarodkiem Madzi w swym łonie, to bardzo krótko cieszyła się miłością małżeńską; gdy Kasia zaszła w ciążę, Bartek nosił ją na rękach, był szczęśliwy jak nigdy w życiu! Z czasem jednak Kasia zaczęła zauważać, że dla Bartka od żony ważniejszy jest ten zarodek, który ona w sobie nosi. W końcu mała przyszła na świat.
We wspólnocie religijnej Kasi nadal wszyscy zazdrościli; porządny mąż, pracowity, dziecko jak malowanie - same wspaniałości! A Kasia czuła, że to nie tak. I nawet nie było u kogo poszukać wsparcia i zrozumienia.
Mąż olewa? Przecież mąż zarabia; na amory nie ma czasu ani siły. Lepiej że zarabia, niż gdyby miał nie zarabiać a na amory mieć ochotę. A przy tym dziecko zdrowe i ładne - tożto już pełnia szczęścia! Jakieś fanaberie masz, Kasiu! Każda chrześcijanka wprost marzy o tym, by wyjść za mąż i urodzić zdrowe dziecko!
Nie rozumiesz? No to jeszcze raz: Masz gdzie mieszkać? Mąż nie zdradza? Dziecko zdrowe?... tak? No to czego ci jeszcze trzeba?
Masz obowiązek być najszczęśliwszą kobietą na świecie! To mówimy Ci My - Twoja wspólnota; Twoja nowa rodzina!
I właśnie wtedy biedna Madzia, która przychodząc na świat, zabrała Kasi męża, zaczęła w oczach matki rosnąć na czarnego luda. Bo to w końcu przez Madzię Bartek zaczął robić Kasi to, co całe życie robił jej ojciec - olewał ciepłym moczem.
Podobnie jak dla ojca liczyła się tylko wódka, tak dla Bartka liczyła się tylko Madzia.
Kasia nie kochała Madzi - już w ciąży przecież wiedziała, że to właśnie Madzia będzie nową miłością Bartka. Gdy to zrozumiała, już nie chciała tego dziecka. Pewnie nosiła się z myślą, żeby oddać do adopcji, ale przecież to nie do pomyślenia; wyrodna matka we wspólnocie? Niemożliwe! Nie wspominając już o Bartku.
Żyła więc Kasia, niańcząc ten znienawidzony, piszczący tłumok już sześć miesięcy; pewnego dnia była w domu sama z córeczką. Właśnie wychodziła z łazienki z małą Madzią owiniętą ręcznikiem na rękach. Pomyślała: "A gdyby tak..."
A największym błędem Kasi było szukanie wsparcia w religii - ze względu na to co napisałem powyżej - ostatniej instytucji na świecie, gdzie powinno się tego wsparcia szukać.